Szczerze? Jakoś nie mam teraz chęci na rozpisywanie się, bo od tygodnia jestem mega zła na wszystko w promieniu kilkunastu, o ile nie kilkudziesięciu metrów.
Owszem, po raz kolejny (chyba już setny), muszę zawiesić swoją działalność na bloggerze. Tyle, że tym razem nie chodzi o brak weny, chęci czy czasu. Wręcz przeciwnie. Czuję się na siłach i najlepiej pisałabym niemalże non stop. Problem polega na tym, że ja jak to ja, w życiu zawsze muszę mieć pecha. I właśnie teraz, kiedy zaczynałam wychodzić na prostą z blogami, nawalił mi komputer.
Naprawa nie ma sensu, bo był to stary rzęch (no może nie taki stary, ale jednak rzęch) i muszę czekać na zakup nowego, bowiem tata korzysta ze służbowego, a brat jest tak 'nieegoistyczny', że łaskawie użycza mi swojego na czas meczy. Naprawdę cudownie!
Przepraszam. Ale ja serio nie umiem pisać na telefonie, który notabene również potrafi zaciąć się w najmniej odpowiednim momencie.
Mam jednak nadzieję, że szybko doczekam się jakiegoś sensownego rozwiązania tej sytuacji i wrócę do pisania. Obiecuję również, że jak tylko będę mogła, dokończę każde zaczęte opowiadanie (możliwe nawet to z Ayrtonem) i postaram się napisać te planowane.
Jeszcze raz przepraszam.
Wiem, znowu zawaliłam.
Załamana suenos...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz